Odsłuchaj opowiadanie:

Anomalia. Znasz to słowo, ale czy rzeczywiście doświadczyłeś/łaś jego oddziaływania? Z pewnością.
Na każdym kroku właściwie można je napotkać. Na chodniku, ulicy, w szkole i pracy. Jest to tak powszechne zjawisko, że pewnie przestałaś/łeś już zwracać na nie uwagę…

A czy słyszałeś/łaś kiedyś chrobotanie pod stołem, gdy okruszek chlebka wypadł ci z ust? I ciche tupotanie za plecami, kiedy akurat nie patrzysz? Hm, prawdopodobnie to właśnie przebiegła anomalia. Anomalia znana w środowisku badaczy jako Anonimowy Zjadacz Chlebka.

Czym jest Anonimowy Zjadacz Chlebka? I jak wygląda?

Początkowo jest malutkich rozmiarów, niczym skrzat przemyka kątami, przy ścianie. Jest tak malutki, że aż rozpływa się w cieniu, nierzadko można nastąpić na niego przypadkiem, a on rozpada się w pył, który później ścierasz razem z kurzem z podłogi.

Jeżeli jednak się tak nie stanie, może on podrosnąć nieco, karmiąc się okruszkami ze stołu, okruszkami chlebka, bo ten najbardziej przypadł mu do gustu, choć i innymi specjałami naturalnie nie pogardzi.

Żywi się tym, co spada i rozmnaża, rozmnaża na potęgę. Wtedy jest go już cała kolonia, rodzina Anonimowych Zjadaczy Chlebka. Coraz więcej znika okruszków, a one rosną i rosną, i rosną, i rosną. Tyle, że chlebka coraz mniej i w brzuszku burczy, a anonimowi są więksi z dniem każdym. Coraz też więcej ich zbiera się przy stole i coraz więcej okruszków nie tyle spada, co jest wyrywanych. Już nie skibka, a bochenek, nie bochenek, a trzy.

I posiłki zaczynają być jakby mniej obfite, bo dzielić się przecież trzeba, to takie milutkie stworzonka
i z gruntu rzeczy nieszkodliwe. Zaczynają jednak w pewnym momencie irytować, chcąc więcej i więcej.
A przecież z pustego i Salomon nie naleje…

Dawno już przestały żyć w zakamarkach skalnych, pęknięciach i dziurach mysich. Teraz ładują się do łóżka, przejmują pościel i kołdrę ściągają w nocy z plecków, aż marzniesz, ziąb nie daje zasnąć. Wreszcie lądujesz na kanapie i postanawiasz: o nie, tego już zbyt wiele, wynocha moi mili z domu mojego!

Ale oni nie słuchają. Nie słuchają i wyrywają z każdym razem więcej. Zaczynasz więc szukać pomocy, udajesz się do służb porządkowych, a oni wzruszają ramionami, że zrobić z tym nic nie mogą. Szukasz więc dalej, na oślep, po omacku, kogokolwiek, kto zechciałby się nad tym problemem pochylić.

Ale mówią w szkołach i na ulicach, za plecami, do mikrofonów, a nawet i do gazet, że przecież dużo masz chlebka, to i podzielić się możesz. Że kanapę wygodną masz i nawet kręgosłup nie boli, to po co od razu szczekać, jak możesz i tym się dzielić bez uszczerbku.

Zaciskasz więc zęby i dajesz. Lecz one rosną i rosną. Są już więksi od ciebie. Jest ich więcej od – cóż – ciebie. Przejmują twój dom, są z każdym dniem bardziej agresywni, bo nie dostają już tyle, ile by sobie życzyli. Bo nie masz, sam już nie dojadasz, osłabłeś/łaś, wychudłaś/łeś. Nie masz już siły się przeciwstawić, więc bierzesz nadgodziny, by apetyt nienasycony Anonimowych Zjadaczy Chlebka jakoś ugasić. I, powiedzmy szczerze, chlebkiem już odrobinę pogardzają. Wzrosły ociupinkę ich wymagania, bo teraz i kawioru zdarza się im wymagać, i łakoci.

Nie masz już siły. To musi się kiedyś skończyć.

I skończy, niebawem.

Pewnego dnia obudzisz się, jakoś tak ciemno, w ramionach sztywno i ziemią trąci. To zakopany jest anonimowy dawca chlebka. Tak, o tobie właśnie mowa. Straciłeś w tym wszystkim swoją tożsamość, stałeś się jedynie numerem, statystyką.

A co kiedy chlebka i jego dawców anonimowych na górze zabraknie? Cóż, najpewniej się zeżrą nawzajem.