Są takie czynności, które wykonuje się codziennie. Codziennie też, o ile oczywiście chce się uczyć nowych rzeczy lub po prostu ćwiczyć umiejętności, powtarzają się w jakimś zakresie. No, może nie codziennie, ale na przykład raz lub dwa w tygodniu?
Dotyczy to także tych nawyków, które budujące nie są. W takim wydaniu dwa razy w tygodniu może ważyć znacznie więcej niż dwa powtórzenia praktyk budujących. Przykładowo: trening 2-3 razy w tygodniu może wydawać się częstym. Czy jednak częstym wydaje się pójście na sowicie zakrapianą imprezę dwa razy w ciągu weekendu? Jak zwykle: to zależy.
Motywacja – jest czy bywa?
Chcieć to nie zawsze móc, bo najpierw trzeba móc, żeby zrealizować owo „chcieć”… Zapewne istnieją osoby, które po prostu budzą się po brzegi wypełnione motywacją. Ja się do nich niestety nie zaliczam. Motywację muszę więc nadbudować, nakręcić, rozpędzić. Jest jak lokomotywa: ciężka, ogromna i pot z niej spływa. Trzeba coś dorzucić do pieca, aby w ogóle mogła ruszyć. Węglem są proste zadania, które szybko wykonane dają poczucie sprawczości i satysfakcji. Stąd droga do dalszego działania jest już coraz mniej wyboista.
Wydaje się to dość paradoksalne, że trzeba mieć motywację, aby mieć motywację. W praktyce jednak jest ona jednym ze składników zabrania się za robotę. Aby wywołała efekt wymaga jeszcze woli, a z tą już bywa różnie. Nie każdy ma równie silną psychikę co Psikuta.
Roczna proporcja i perspektywa
Trzymając się przykładu, jeżeli poćwiczysz coś 2 razy w tygodniu, da Ci to rocznie około 104 dni. Do zapełnienia pozostaje więc jeszcze 261/262 dni.
Na ile tygodni jest podzielony rok? Na 52. I tutaj wjeżdża perspektywa. 7 dni, które składają się na tydzień nie sprawiają na mnie wrażenia szczególnie długiego czasu. Jeżeli jednak rozbić to na godziny i minuty, okres jakby się rozciąga, bo w takim wypadku mówimy już o 168 godzinach, a przecież trzeba od nich odjąć jeszcze te poświęcone na sen i inne nudne rzeczy, np. jedzenie. To 10.080 minut, które można spędzić w wybrany sposób.
Ale spójrzmy na to z innej strony. Z tej drugiej. Bo kiedy spojrzy się na ilość tygodni w skali całego życia, powiedzmy 77 lat (bo taka mniej więcej jest podobno aktualna ekspektatywa), to mamy raptem 4.004 tygodnie życia. Tygodni, które mijają tak szybko. Jeden stracony dzień nie brzmi specjalnie spektakularnie, ale gdyby podsumować je w tygodnie? Odliczyć te już przebyte? Nie wiem jak na Ciebie, ale na mnie ten obraz działa całkiem nieźle.
Jutro możesz się nie obudzić.
To zdanie powtarzane przed snem jest moją dawką motywacji. Prawdopodobnie obudzę się jeszcze wiele razy, ale jednak przybliża tę wizję, że czas może się skończyć. I co wtedy? W sumie niewiele, choć to zależy od tego, jakie się ma podejście do odbicia swojego śladu na świecie. Niezależnie jednak od celu trwania na tej planecie (albo jego braku), każdą możliwą jednostkę czasu warto spędzić na własnych zasadach.
A teraz do brzegu. Natrafiłem ostatnio w sieci na kalendarz, który jest kanwą tego wyjątkowo nieskładnego bełkotu. Odznacza się w nim te tygodnie, które już nie wrócą. Puste pozostają pola tych, które dopiero nadejdą, w ilości podyktowanej statystyką. Nie mogłem przejść wokół tego gadżetu obojętnie, więc już do mnie wędruje. Codzienna dawka motywacji.
To był mój offczy – motywacyjny – bełkot.