Jak się robi tak jak zawsze, to jest jak jest… a polaryzacja jest przydatna, ale w okularach przeciwsłonecznych.
Za nami kolejne wybory prezydenckie. Wyniki mogły niektórych zaskoczyć, jednak przede wszystkim zdenerwować. Zirytowani są z pewnością w szczególności zwolennicy duopolu, „bo jak to tak może być, że oni tego nie rozumieją? Przecież racja jest jedna!”
„I to po naszej stronie!” Choć to już zdanie dorozumiane, które nie wymaga wypowiedzenia.
Prawica czy lewica?
Czy ten podział w ogóle jeszcze istnieje? Czy ma zastosowanie do obecnej sytuacji? Śmiem wątpić i preferuję terminy „konserwatyzm” i „liberalizm”. Choć i one nie spełniają dobrze swojej funkcji. Działają wtedy, gdy dotyczą wąskich wycinków życia – w przeciwnym razie obraz ulega zamgleniu. Szok i niedowierzanie! Okazuje się, że rzeczywistość jest nieco bardziej złożona, a nadawanie etykietek sprzyja głównie tym, którzy chcą dzielić. Byle tylko nikt nie zorientował się, że łączy nas tak wiele, jak dzieli.
Prawicowość jako dążenie do utrzymania stanu obecnego. Lewica jako postęp. Tylko właściwie w jakim aspekcie? Bo przecież to nie dotyczy kompletu? Do tego dodać by można pytanie, czy konserwatyzm nie oznacza obecnie raczej cofnięcia się w czasie do stanu poprzedniego, a liberalizm dalszemu rozwojowi tego, co już nastało.
Trudno w tym wszystkim jednoznacznie przypisać się do którejś frakcji. Składa się na nie tak wiele elementów, tak wiele przekonań z różnych dziedzin życia, że ze świecą szukać kogoś, kto (świadomie) w pełni identyfikuje się z którymś zestawem przekonań.

Światopogląd czy gospodarka?
Dlatego trzeba by w tym podziale na dwie części sceny politycznej (a może nie tylko) ustanowić priorytet. Co jest dla mnie ważniejsze? Czy są to prawa wszelakich mniejszości i nowy model społeczny rodziny? A jeżeli tak, to czy odpowiada mi socjalne podejście gospodarcze? Może jednak bliżej mi do wartości tzw. „tradycyjnych”, małżeństwo i dzieci, kościół co niedzielę? I bardziej krwiożercza kapitalistyczna gospodarka? A może nawet jest do wyboru więcej niż to, co rozpala do czerwoności „opinię publiczną”?
To raczej spektrum, w którym można się próbować umiejscowić, bo ekstrema występują po obu stronach. Przymiotniki takie jak „radykalna”, „fanatyczna”, „skrajna” pasują zarówno do lewicy, jak i prawicy, jakkolwiek płynne wydają się te pojęcia przy obecnych programach partyjnych.
Tak więc, poza osobnikami wyjątkowo przekonanych o (swojej) racji, jest szansa, że gdzieś pomiędzy dla każdego znajdzie się coś miłego. A jednak się nie zgadzamy… Odległość między punktami stale narasta, choć postulaty pozostają w zasadzie niezmienne. Czy to znaczy, że pojawia się więcej mieszanek na osi poglądów? A może to celowe działanie, które ma uniemożliwić dialog? A może ma rację Tommy Shelby z Peaky Blinders? Nie poruszamy się po osi, a po okręgu i jeżeli przesuniemy się odpowiednio daleko, spotkamy się w tym samym punkcie?

My czy oni?
Chciałbym napisać, że polaryzacja sięga zenitu, ale… ona się dopiero rozkręca. Coraz mniej jest miejsca na przyznanie racji osobom o innych poglądach, nie wspominając o bezstronności. A to prowadzi do ograniczenia wyboru… Czyż nie o wybór właśnie chodzi w ustroju zwanym demokracją? Odcinanie kolejnych odnóg światopoglądowych zubaża dyskusję i prowadzi do jej zerwania. Bo dyskusja potrzebuje wspólnych terminów, na które trzeba się umówić, a gdy ich braknie?
Na przykład taka płeć (sex) i tzw. „płeć kulturowa” (gender)… Ile już było debat, gromkich okrzyków „hańba!” i awantur, w czasie każdy uczestnik odnosił się do swojej definicji, która zresztą akurat pasowała, aby zaorać oponenta.
Tak więc jesteśmy my i oni. Kim są oni? Czy są z nami w pokoju? A może ważniejsze… Kim my jesteśmy? Oby tylko się nie okazało, że nas dzieli więcej niż łączy! Ale spokojnie, jest co najmniej jedna wspólna cecha i nas, i ich. My uważamy ich za głupich, a oni za głupich uważają nas. I my nie możemy zrozumieć, jak oni mogą być tak głupi… I vice versa.
Ale tego już chyba nie zrozumiemy, bo przecież po co z głupim rozmawiać…
To był mój offczy – spolaryzowany – bełkot.
Bardzo dobry tekst, ale górna grafika jest jeszcze lepsza. Rewelacja!
W pewien sposób mnie urzekła.