Przeglądając w ostatnim czasie internety dowiedziałem się, że mam ADHD. Tak, to pewne. I teraz muszę z tym żyć.
Jakie przejawiam objawy?
Bazując na treściach, które wylewają się w mediach społecznościowych, mam wszystkie. Bo przedstawiają się w zasadzie jak horoskop, czyli samospełniająca się przepowiednia – do każdego pasują. Zdaniem “specjalistów” internetowych i “osób cierpiących na tę chorobę” (choć może i takie tam są, możliwe) objawem może być brak skupienia albo silne skupienie, gonitwa myśli, przerzucanie się z jednego zajęcia na drugie, częste mycie rąk w czasie gotowania.
Jedna pani stwierdziła nawet w swoim smutnym w przekazie filmie, że najgorsze w ADHD jest to, że jej mózg produkuje dopaminę ZANIM coś się wydarzy, a nie PO tym jak się wydarzy. Sam myślałem, że tak właśnie ten neurotransmiter działa. Codziennie dowiadujemy się czegoś nowego.
Zanim przejdę dalej…
Nie jestem specjalistą z zakresu psychiatrii, jak również nie mam zamiaru podważać istnienia pewnych dolegliwości. Nie taki jest mój cel. Zajmuję się wyrażeniem swoich spostrzeżeń, które mam jako osoba żyjąca już trochę na tym świecie, a które być może ktoś oceni jako trafne. Jeżeli zaś traktować ten wpis inaczej i koniecznie przypiąć mu łatkę, to niech to będzie opowiedzenie się po stronie tych, którzy rzeczywiście borykają się z problemami natury psychicznej, a którym regularne cyrki medialne z nimi związane jak sądzę nie tylko nie pomagają, ale nawet szkodzą.
Moda przemija, ale opowiedzieć się trzeba
Każda moda przemija, inne wracają. Pod dyskusję można by poddać skąd się biorą. Czy prowodyrem jest ruch oddolny, społeczny? Czy może jednak sterowanie przeniosło się w inne miejsce, poszybowało do bezpośrednich jej beneficjentów?
Moda dotyczy wielu aspektów życia, również zdrowia. Myślę, że między innymi dlatego, że daje poczucie przynależności, a do tego do mniejszości, która boryka się z jakimś problemem. To dobre uzasadnienie. Gluten, laktoza, depresja, a teraz ADHD…
Mamy kolejną modę (epidemię) i nagle wszyscy cierpią na ADHD, w odmianie 18+. Trafiły filmy o tym traktujące i do mnie. Posłuchałem, poczytałem… No jak nic! Jak w mordę strzelił, ja też mam ADHD! Tylko, że nie mam, a przynajmniej nie sądzę, by tak było – ale do tego wrócimy za chwilę.
Bo trzeba się opowiedzieć. Jak przy każdej sprawie, która wypływa na światło dzienne, trzeba zająć stronę. Nie wolno być bezstronnym, to akurat nie jest zbyt modne. Możliwe, że nigdy tak naprawdę nie było… Tak więc i tutaj opowiadają się ludzie po stronie ADHD prześcigając się w edukowaniu swoich odbiorców o kolejnych objawach, niepokojąco przypominających całkowicie zdrowe reakcje organizmu na życie codzienne. Ale tak jak z filmami Barbie i Oppenheimer – trzeba się opowiedzieć. To jak? Jesteś #teamADHD?
Ja do niego (raczej) nie należę
Oczywiście nigdy być pewnym bez zdiagnozowania nie mogę, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa obstawiam, że pomimo przejawiania wszelakich zachowań, akurat z ADHD po drodze mi nie jest. Z diagnozami zresztą też to różnie bywa, a przynajmniej tak słyszałem na mieście – słyszałem też, że dowód anegdotyczny ma obecnie ogromną wartość.
Otóż skłaniam się jednak do innej przyczyny. Jest nią m.in. przeglądanie tych internetów, z których dowiedziałem się, że mam ADHD. Tych internetów, które wywołują wydzielanie dopaminy zupełnie jak u wspomnianej pani, “nienaturalnie” PRZED. Dopaminy, która ma swoje konsekwencje, np. trudności ze skupieniem uwagi.
Biorąc pod uwagę, że mamy już na deskach świata pokolenie wychowane całkowicie wśród technologii, nie wydaje mi się niczym dziwacznym, że jego przedstawiciele przejawiają trudności ze skupieniem. Czy jednak warto dodawać kategorię adult ADHD? Brzmi to jak eufemistyczne określenie uzależnienia, które ma utwierdzić “pacjenta” w przekonaniu, że ogarnia – to nie jego wina, ten mózg tak ma. A! No i nie zapominajmy o tableteczkach!
A może by tak po prostu – tak dla odmiany – zadbać o zmianę nawyków?
Wypadałoby to jakoś zgrabnie zakończyć…
„ADHD jest doskonałym przykładem sfabrykowanego zaburzenia”, powiedział Eisenberg. „Genetyczne predyspozycje do ADHD są całkowicie przereklamowane”. Zamiast tego, psychiatrzy dziecięcy powinni dokładniej określić przyczyny psychospołeczne, które mogą prowadzić do problemów behawioralnych, powiedział Eisenberg. Czy są kłótnie z rodzicami, czy są problemy w rodzinie? Takie pytania są ważne, ale zajmują dużo czasu, powiedział Eisenberg, dodając z westchnieniem: „Bardzo szybko można jednak przepisać na to pigułkę”.*
A kim był pan Leon Eisenberg? Człowiekiem, który ADHD odkrył.
Leczmy się, gdy jest z czego. Nie szukajmy przyczyn tam, gdzie ich nie ma. Nie korzystajmy z wygodnych wymówek odciągających spojrzenie od rzeczywistego problemu.
To był mój – ADHDowy – offczy bełkot.
*Źródełko, z którego ostatecznie zdecydowałem się zaczerpnąć cytat: https://demagog.org.pl/fake_news/nie-adhd-nie-jest-choroba-fikcyjna/