Nibylud dociera na Zachód.
Monumentalny posąg (?) spoczywa w skupieniu. Obserwuje liście, których niepowtarzalne akrobacje tworzą naturalną choreografię, scenerię i kontekst dla tej sytuacji.
A co z czasem?
Czas jak zwykle przesypuje się między palcami monolitu. Pozostawia smak esencji, której skamielinie zawsze będzie zbyt mało.
Nibylud kroczy dalej, ku następnemu Zachodowi.
Piasek uporczywie obciera mu stopy.