21,8% ludzi nie zdało w tym roku matury. W mediach społecznościowych natrafiam na pełne otuchy wpisy, z których dowiaduję się, że to „nic nie znaczy”.
Ale przecież znaczy. Znaczy tyle, że 21,8% tych, którzy z własnej woli podeszli do matury nie zdało. Matury podstawowej, bo innej się nie zdać nie da. A to oznacza, że 21,8% może nie wiedzieć ile to jest 21,8%, bo oblało matmę. Na poziomie podstawowym.
Społeczeństwo kompetencji
Dalej czytam, że społeczeństwo się specjalizuje. Pewnie! Tak właśnie jest, społeczeństwo kompetencji formuje się coraz szerzej. Mówienie jednak, że nic się nie stało to już przesada. Bo owszem, aby uzyskać kompetencje nie potrzeba matury. Potrzeba jednak podstawowej wiedzy, której posiadanie tej matury wymaga. Wymaga zdolności nie tylko do szukania wiedzy (via Google), ale również zdolności do jej przyswojenia. Prędzej czy później zdobywając specjalizację po prostu trzeba umieć się uczyć.
A system edukacji powinien zostać zniszczony!
System edukacji publicznej ma wiele wad, od nauczania początkowego do studiów wyższych. Ale nie zapominajmy, że szczególnie to nauczanie podstawowe ma za zadanie nie wykształcenie geniuszy w swojej dziedzinie, a ludzi, którzy będą w stanie poradzić sobie w świecie i wybrać odpowiednie dla siebie miejsce. A przynajmniej być przydatnymi, jeżeli nie będą mieli możliwości wybierać. To w końcu wiedza podstawowa, mająca dostarczyć podstawowe informacje o świecie i pobudzić pewne procesy pamięciowe.
Ale edukacja to rola nie tylko szkoły. Kształci nas całe otoczenie, doświadczenie życiowe. Ja miałem to szczęście, że braki systemu nauczania i moje raczej kiepskie przystosowanie się do niego zostało zrekompensowane właśnie po godzinach lekcyjnych. Nie każdy jest takim szczęściarzem.
Jasne, system szkolnictwa jest przestarzały. Dawno już nie ma przecież z nami Bismarcka i potrzeb jego czasów. Chociaż… czy aby na pewno? Mogę zgodzić się z tym, że wyedukowanie dziecka to trochę jak gra pay to win, na inwestycję w którą nie stać każdego. Niezależnie, ile osób pomyśli teraz, że to niesprawiedliwe, to tak po prostu jest. Tak jest ten świat ukształtowany. Jaki jest świat każdy widzi. I oczywiście nie należy się temu poddawać, nic z tych rzeczy. Nie zgadzajmy się z obecnym stanem, ulepszajmy go. Ale nie wyciągajmy błędnych wniosków.
Matura nie jest potrzebna każdemu, o ile ma wiedzę i umiejętności, które są dla niego wystarczające. Od tego zależy, czy jest to powód do dumy, czy wstydu.
Ale jak to nie jestem geniuszem?!
Bo nie każdy z tych 21,8% okaże się Elonem Muskiem, Albertem Einsteinem czy Nikola Teslą. Nie o to zresztą chodzi, to naprawdę wąskie grono. Myślę, że nie ma się co obrażać, że nie ma się do niego wstępu. Można się tylko starać, ale spójrzmy realnie – na to składa się także wiele innych czynników.
Aby jednak móc z czystym sumieniem powiedzieć „to nie twoja wina, rozwijaj się w swojej pasji”, adresat tych słów musi mieć jeszcze pasję. Czy jest tak w przypadku całych 21,8%? Nie ograniczajmy się, przecież ci z pozostałych 78,2% również nie muszą jej mieć. Nie musi to być zresztą coś niestosownego. Czy jednak nie jest w takim wypadku dyskryminujące ich powiedzenie „nic się nie stało”?
Umniejszanie wartości ich wyników, niezależnie od oceny systemu, w którym zostały osiągnięte, jest po prostu oderwane od rzeczywistości. Może nie jest to miernik odpowiadający naszym czasom. Na pewno nie jest to miernik idealny. Ale w jaki sposób porównać siłę pasji do wiedzy ogólnej człowieka w wieku osiemnastu lat? W jaki sposób porównać wszystkie aspekty inteligencji osiemnastolatka? I przede wszystkim, czy temu faktycznie ma służyć obecnie matura?
Oczywiście warto zadać pytanie, co właściwie robią uczniowie po lekcjach? To rzeczywiście ważne pytanie i z pewnością niejednokrotnie odpowiedź na nie przebije najgorszy wynik maturalny. Żyjemy w świecie, którego możliwości są niewyobrażalne i często (przynajmniej dla mnie) niezrozumiałe – a nie jestem wcale taki stary na jakiego brzmię w tym bełkocie. Nie ma to być typowe “o tempora! o mores!”, nie o to w tym chodzi.
W tym miejscu polecam lekturze „Po Piśmie” autorstwa Jacka Dukaja.
Wszyscy mają studia, mam i ja!
I wreszcie, osobiście nie jestem fanem wyników maturalnych jako elementu decydującego o dostaniu się lub nie na studia. Tutaj właśnie w szczególności upatrywałbym odcedzenia przez bezlitosne sito wybitnych w swojej dziedzinie jednostek. Ale pamiętajmy przy tym, że gdzie nie rzuci się kamieniem trafi się w tym kraju magistra, który swój tytuł uzyskał idąc z nurtem nauczania w podstawie programowej. Innym tematem jest to, co robi kiedy się z tego nurtu wyzwoli.
Tytuł nie powinien mieć znaczenia, a o kompetencji powinno decydować umiejętności jednostki, ściśle specjalistyczne albo właśnie obszerna wiedza ogólna. To przecież zależy od tego, czym się ktoś zajmuje. Są takie dziedziny, w których trudno mi to sobie wyobrazić, ale kto wie? Może to tylko kwestia czasu i to podejście przeminie?
Z jakichś jednak względów osiągamy te stopnie, które plasują nas w społeczeństwie. Być może jednak hierarchia jest czymś czego ludzie potrzebują? Może jednak bardziej ufamy lekarzowi z dyplomem uniwersytetu (in genere)? Wiele wypadków ostatnich lat pokazało, że niekoniecznie, czy może być to skorelowane z wynikami matur? Wszak każda medycyna była kiedyś alternatywną… ale dzisiaj nie o tym.
Disclaimer i słowa otuchy!
Naturalnie jedynie zarysowałem temat, jak to w offczym bełkocie, nawet nie próbuję udawać, że otarłem się o sedno sprawy. Żeby opracować to zagadnienie w sposób wyczerpujący potrzebowałbym znacznie więcej znaków niż ktokolwiek chciałby tutaj czytać, a co ważniejsze, musiałbym być do tego bardziej kompetentny. A jeszcze lepiej, gdyby tych kompetentnych było wielu i mieli chęć się konstruktywnie „pokłócić” dochodząc do najlepszego możliwego rozwiązania.
Ale żeby nie było, ja również mam słowa otuchy. 78,2% zdało. A w ogóle to zdawalność można w prosty sposób podwyższyć w nadchodzących latach. Dzieje się to przecież od dawna. Wystarczy obniżyć próg zdawalności.
A czyim interesom takie obniżki służą, to już zupełnie inna sprawa.