Jak dość powszechnie wiadomo, dupa ze mnie, nie podróżnik – ale co tam. W Internecie każdy może być ekspertem, to i ja się powymądrzam. Na temat Rodos konkretnie. O tej wyspie nie mogę już powiedzieć gdzie to ja nie byłem, bo tam byłem. I coś nawet zobaczyłem. O tym, co widziałem, napiszę.
Ogólne wrażenie o wyspie odniosłem takie, że to trochę jak mapa w grze. Albo zebrane dodatki do Simsów. No bo w jednym miasteczku jest klimat raczej dla tych, co to lubią historię, w innym miejsce dla surferów, a w jeszcze innym imprezownia (choć tam akurat będę musiał jeszcze wrócić). To samo dotyczy plaż i dna morskiego, piaszczystych, kamienistych i zupełnie głazowatych.
W razie wątpliwości, to dobre wrażenie. A nieco konkretniej, choć oczywiście skrótowo, w przeglądzie miejscówek.
Rodos
To tutaj rzekomo stał Kolos Rodyjski. Jeżeli tak rzeczywiście było, to musiał to być widok imponujący. Wartych zobaczenia miejsc jest całkiem sporo. Można je odwiedzić spacerkiem. Konkretne punkty do odwiedzenia:
- port Mandraki z wiatrakami
- mury obronne starego miasta
- Pałac Wielkiego Mistrza
- Ulica Rycerska
- synagoga Kahal Kadosz Szalom
- meczet Sulejmana
- muzeum archeologiczne
- świątynia Afrodyty
W trakcie spaceru łypać będą na nas Oczy Proroka i witać Ręce Fatimy, lecz spotkamy także symbole innych religii. Z nieznanych mi przyczyn (choć chciałbym, aby wiązały się one ze starożytną symboliką pomyślności, o której uczyli mnie w szkole) na straganach spotkamy także tabuny malowanych penisów w przeróżnych formach, od otwieraczy do piwa do… gąbek kąpielowych.
Lindos
W tym mieście jest kilka miejsc wartych zobaczenia. Pierwszym z nich jest oczywiście akropol, gratka dla wielbicieli starych kamieni. Dla mnie zdecydowanie ciekawiej prezentował się od dołu, z Zatoki św. Pawła. Widać stamtąd upływ czasu, który wgryzł się swoim zębem w skały pod akropolem – jeżeli natomiast było tak zawsze, to podziwiam odwagę budujących na tej skale. Sama zatoka to bardzo przyjemne miejsce, w którym można popływać albo położyć się na leżaczku, nawet takim ze zwiewnymi zasłonkami. Po drodze do zatoki można natomiast napotkać pozostałości tamtejszego amfiteatru.
Ogólna panorama miasta prezentuje się całkiem ładnie, głównie z uwagi na białe domy. Na uwagę zasługują też – przynajmniej moim zdaniem – wysadzane kamieniami drogi. Nie mam pojęcia, skąd wytrzasnęli je w takiej ilości…
Każdy krok stawiany w Lindos bacznie obserwowały oczy kotów egejskich. Chyba, że akurat drzemały, to wtedy akurat nie. Pojawiały się one zresztą w każdym miejscu na wyspie, choć musiały podzielić się naszym widokiem z licznymi kozami. A skoro mowa o zwierzakach, to koniecznie muszę wspomnieć o cudownym widoku, jaki napotkaliśmy na trasie. Niestety nie mam zdjęcia, więc musicie uwierzyć na słowo. Widokiem tym był pustostan zamieszkały przez owce, zajęły w nim wszystkie piętra!
Kamejros
To kolejne miejsce dla wielbicieli dużych starożytnych kamyczków. Znajdują się tutaj ruiny miasta, w którym znajdziemy pozostałości świątyni Ateny. Po tej stronie wyspy jesteśmy już nad Morzem Egejskim, nad którego brzegiem można coś zjeść, np. w Porto Antico. Całkiem spoko szamka, przyjemny widoczek na fale.
Kritinia
Do zwiedzenia zameczek, a więc kolejne kamyczki, choć ułożone nieco inaczej niż Kamejros. Przede wszystkim jednak warto odwiedzić to miejsce dla rozciągających się z niego widoczków.
Lachania
W tym miejscu byliśmy w zasadzie tylko w tawernie Platanos. Miejsce godne uwagi ze względu na przyjaznego i dowcipnego gospodarza, rozłożyste drzewo i ciąg znaków, które dbają o to, aby każdy zdołał trafić do stołu. Naprawdę ciężko przegapić to miejsce, choć podobno nawigacja potrafi wyprowadzić w pole – warto zalogować się do rzeczywistości i wypatrywać znaków przy drodze.
I może trochę na wyrost dodam tutaj restaurację Votsalo, ale to całkiem blisko. Po prostu smakowało nam tu jedzonko, a i widok był ładny. Zdjęć plenerowych nie mam, więc zamieszczam deserki.
Prasonisi
To gratka dla wind i kitesurferów. To najdalej wysunięta na południe część wyspy, gdzie mieszają się wody Morza Śródziemnego i Morza Egejskiego. Wąski przesmyk bywa w tym miejscu zalewany tymi wodami, co naturalnie tworzy wyspę z dalszej części tego cypelka. A to ten cypelek był celem podróży, bo po przejściu trasy można zachwycić się widokiem spod latarni morskiej oraz zostać kompletnie przewianym na wszystkie strony. W drodze natomiast można poczuć się trochę jak na pustyni i spotkać, a jakże, kozy.
Zła wiadomość dla plażowiczów. Te brzegi są okupowane przez wspomnianych przeze mnie wcześniej surferów, jednak nic straconego. Obserwowanie ich wyczynów to też atrakcja i z pewnością świetny kadr dla wielbicieli fotografii.
Cerkiew św. Pantaleona
O ile nie wpadniesz się pomodlić, to znajdziesz coś dla siebie, jeżeli lubisz zdobione wnętrza cerkiewne.
Tsambika Beach
Plaża Tsambika to konieczny punkt po zdobyciu pobliskiej górki, na szczycie której znajduje się Klasztor Panagia Tsambika. Dzieli nas od niego dość stromy podjazd i 300 stopni w górę. Po uraczeniu się widokami warto odwiedzić wspomnianą plażę i ochłodzić się po tym treningu cardio.
Plaża jest tutaj piaszczysta. Ogólna uwaga, w morzu nie spotkaliśmy zbyt wielu żyjątek (właściwie nie było ich prawie wcale), co było dla mnie przyjemną odmianą od chorwackiej Istrii. W tamtym rejonie napotkaliśmy masę małych meduzek, które są tam spychane przez prądy. Ich połacie widoczne były już z samolotu, ze względu na wyższą temperaturę wody w zimie wpływają wyniszczająco na ekosystem, a dla turystów… Cóż, sprawiają, że pływa się jak w galaretce.
Willa Mussoliniego
To miejsce szczególnie przypadło mi do gustu. Willa przewidziana dla Benito Mussoliniego, który nigdy w niej nie zagościł. Budynek położony w górkach, z pięknym widokiem. To musiała być naprawdę imponująca posiadłość z rozległym widokiem. Teraz jest zrujnowana.
Zapytałem miejscowego, czy taki był cel, aby ustanowić symbol pogardy dla faszyzmu i jego upadku. Wychodzi jednak na to, że po prostu nikt nie znalazł innego pomysłu na to miejsce. Trochę szkoda, a trochę nie.
W okolicy znajduje się hotel, gdzie można odpocząć przy niezłym cieście pomarańczowym.
Zatoka Anthony’ego Quinna
W tej zatoce kręcony był film Działa Nawarony. Została ona zresztą podarowana przez Grecję aktorowi, jednak prawo własności zostało później odebrane. Pozostała nazwa zatoki od nazwiska aktora, który zyskał sympatię Greków jako Grek Zorba.
Jacob’s Canion
Może to nie wielki kanion – w sumie to raczej mały – ale jest tu dość przyjemnie. Można się nawet trochę powspinać. Zdecydowana gratka dla zwolenników starych kamieni poukładanych przez naturę.
Monolithos
O tym miejscu na koniec tego przeglądu, bo tam dobrze jest skończyć dzień. Konkretnie przyjemnym zachodem słońca. Aby delektować się nim komfortowo warto wejść na górkę, na której położone są ruiny zamku. Rozciąga się stamtąd idealny widok na zachód. Kolejny świetny kadr dla fotografów.
Co jeszcze do zobaczenia?
Coś tam jeszcze zostało… Wszystkiego zresztą nie opisałem (np. Fourni Beach i Rhodescape Apolakkia). Było też emocjonujące greckie wesele, ale to nie moja historia do opowiedzenia.
Nie złożyliśmy ofiary Zeusowi na szczycie Ataviros, nie popląsaliśmy w rytm muzyki w klubach nocnych w Faliraki, nie daliśmy się otoczyć motylom w Dolinie Motyli (bo jak doniosły nam ptaszki z Rodos, jeszcze się w niej nie pojawiły). A to nie koniec listy.
Bonusowy bełkot: Dynamika niskich prędkości
Narosło sporo mitów o kierowcach z południowym temperamentem. Na bazie własnych doświadczeń mogę je jedynie potwierdzić. O ile w Polsce należy liczyć się z tym, że nagle pojawi się jednoślad, tak na Rodos na porządku dziennym jest pojawienie się trzech skuterów, nie tylko z lewej strony samochodu.
Ukształtowanie wyspy wymusza niską prędkość poruszania się, co w zabawny dla mnie sposób zmienia perspektywę na niewielkie – bądź co bądź – odległości. Nie zmienia to jednak faktu, że nawet przy 30-50 km/h może wydarzyć się bardzo wiele dynamicznych zwrotów akcji, nie tylko przy udziale innych kierowców. Na drogach jest też wiele dzikich zwierząt, zwłaszcza kóz i saren, które pojawiają się przed maską niczym wspomniani użytkownicy skuterów.
To był mój urlopowy offczy bełkot.