Natłok zadań do wykonania potrafi zabić racjonalną ocenę tego, które z nich powinno mieć pierwszeństwo. Metod jest na to wiele, a dzisiaj podzielę się z wami jedną z nich. Jest nią oczywiście tytułowa tablica Eisenhowera. Z własnego doświadczenia mogę ją polecić, zarówno do pracy, jak i życia prywatnego.
Jak to wygląda w przypływie emocji?
Miało być tak spokojnie, tymczasem… Wpływają kolejne zadania, jedno po drugim. Jak to ogarnąć? Reguła dwóch minut przestaje mieć sens, gdzie tu ręce (racice) włożyć?!
W takiej sytuacji pomoże zastosowanie matrycy Eisenhowera, która jest podzielona na cztery części, do których przypisuje się zadania. Są nimi zadania:
- ważne i pilne,
- nieważne i pilne,
- ważne i niepilne,
- nieważne i niepilne.
Jak to wygląda w przypływie emocji? Zadania prostsze do wykonania mogą przejąć priorytet załatwienia, ale nie oznacza to, że są one istotne, tym bardziej pilne. Szybko może się okazać, że poświęciliśmy zbyt wiele czasu na… Cóż, najlepiej pasuje mi tu wyrażenie „pierdoły”, ale „imponderabilia” też się nadadzą.
Wykorzystanie matrycy Eisenhowera
Uchronić nas przed tym może zastosowanie matrycy Eisenhowera i prawidłowe przypisanie zadań do poszczególnych pól. Prawidłowe, bo ich ocena może być problematyczna. Wszystkiego idzie się jednak nauczyć, upłynnienie tego procesu przychodzi z czasem.
Rozdziel sprawy do załatwienia między pola z załączonego obrazka i wykonaj zadania w następującej kolejności:
- zadania ważne i pilne – te sprawy są zarówno istotne, jeżeli nie kluczowe, a do tego wymagają domknięcia w określonym terminie. Im większa waga, tym większe konsekwencje z przegapienia deadline’u;
- zadania ważne i niepilne – wprawdzie nie mają określonego terminu, ale jednak są z jakiegoś względu istotne;
- zadania nieważne i pilne – może i wymagają szybkiego działania, ale nie są aż tak istotne. Przegapienie terminu nie powinno boleć tak mocno;
- zadania nieważne i niepilne – to już zjadacz czasu. Oczywiście trzeba je kiedyś wykonać i nie można odkładać ich w nieskończoność (#prokrastynacja), ale niekoniecznie teraz, zaraz, już.
Dlaczego warto przetestować matrycę Eisenhowera?
Nazwa metody jest nieprzypadkowa, bo jej stworzenie przypisuje się Dwightowi Eisenhowerowi, prezydentowi USA. Warto dać jej szansę, skoro zadziałała w zarządzaniu państwem, to powinna sprawdzić się też w mniejszej skali.
To był mój offczy – ważny, niekoniecznie pilny – bełkot.
Podziwiam za umiejętność układania myśli w spójną całość, tworząc narrację, która nie tylko prowadzi od punktu A do B, ale też przykuwa uwagę czytelnika na każdym etapie.
Nie mogę sobie wyobrazić lepszego miejsca do odwiedzenia w sieci – ten blog to prawdziwa skarbnica wiedzy i inspiracji, gdzie każdy artykuł przynosi nowe spojrzenie na tematy, które mnie interesują, i zachęca do refleksji nad nimi, co sprawia, że codziennie wracam tu z jeszcze większym zaciekawieniem i oczekiwaniem na kolejne wpisy!